Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i ujść przez nikogo niedostrzeżony. Arsen mówił so bie w duchu, że onby go z pewnością nie zdradził. On także zaczynał uczuwać głuchą nienawiść do tego człowieka, co jak pająk ukryty w ciemności, rozsuwał zabójcze sieci, w które zagarniał swoje ofiary.
Musiała jednak tkwić w tem dziwna tajemnica. Widocznie nawet śmierć Daubrecq’a nie uwalniała od niego tych, których prześladował. Była to jakaś stra szna broń, działająca jeszcze poza grobem. Wzruszo ny tą sceną, więcej niż chciał się do tego przyznać, Łupin wycofał się ze swego obserwacyjnego stanowi ska z obawy, by go nie dostrzegł odchodzący markiz. Daremna ostrożność.
Albufex wyszedł, zataczając się jak pijany.
Daubrecq pozostał w swoim pokoju i wkrótce światło zgasło w jego oknie. Musiał zapewne zasnąć.
— Ależ ten człowiek to potwór — rozumował Lupin. — Śpi spokojnie po takiej rozmowie. I z takich to więc źródeł czerpie bogactwa swoje czcigodny pan poseł.
— Hm — jest to jak widzę szantażysta na wielką skalę, czyli mówiąc innemi słowy, światowy bandyta, który ograbia bez miłosierdzia swych bliźnich. — Al bufex opuścił willę, a nikt po jego odejściu nie troszczył się o zamknięcie drzwi wchodowych.
Była to nieostrożność, z której Łupin nie omiesz kał skorzystać. Nie wiedział dokładnie, dlaczego to robi, może widok banknotów, zostawionych tu przez markiza Aibufex’a, podrażnił, w nim instynkt włamywacza.
Może przyszła mu na myśl jedna z tych fantazyj, na jakie pozwalał sobie czasem i miał ochotę ode brać wymuszone na margrabi pieniądze i zwrócić je ograbionemu, wymierzając w ten sposób sprawiedliwość. Cicho jak kot szedł po marmurowych schodach, wysłanych puszystym kobiercem. W chwili, gdy był już u góry, z ręką opartą na poręczy schodów, za trzymał się i począł nasłuchiwać.