Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cóż więc?
Wtedy dopiero odczuł nagie całą rozciągłość swej omyłki. Rzecz prosta, że ten kawałek szkła nie miał żadnego znaczenia dla tych, którzy nie znali związanej z nim tajemnicy.
Przed zdobyciem go trzeba ową tajemnicę odgadnąć, a wtedy dopiero posiadanie korka mogło się na coś przydać. Kto wie nawet, czy wykradając go przedwcześnie Daubrecq’owi, nie popełnił ciężkiego błędu.
— Baczność, Arsenie Lupin — upominał sam siebie w duchu. — W całej tej tak djabelsko zawikłanej sprawie najdrobniejszy fałszywy krok równa się klęsce.
— Gdzie znalazłaś korek? — spytał swej piastunki.
— W szufladzie nocnej szafki, stojącej przy łóżku mego pana.
— Jak dawno?
— Przed godziną, sprzątając jego pokój.
— Czy znalazłaś korek już po wyjściu Daubrecq’a?
— Tak jest, wyszedł właśnie do swego biura.
— A więc skoro przyjdzie, zechce się zapewne przekonać, czy korek jest na miejscu — i nie znajdzie go.
— Cóż będzie wtedy? — zapytała Wiktorja, cokolwiek już zafrasowana.
— Podejrzenia jego padną bezwątpienia na ciebie.
— Mogłabym nie wracać już do niego — zaproponowała Wiktorja, której sprzykrzyła się już rola szpiegującej swego pana. Była to wogóle uczciwa kobieta, co malowało się na jej twarzy tak dalece, że nawet Daubrecq pozbył się stopniowo swojej nieufności względem niej.
— O nie! Musisz tam jeszcze zostać, jeśli mi życzysz dobrze.
Kobieta westchnęła, ale jak zwykle uległa woli Arsena Lupin. Ten zaś mówił dalej: