Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O czwartej udali się do prefektury policji. Sekretarz Prasville’a, uprzedzony o ich przybyciu, chciał wprowadzić ich do tajnego gabinetu, ale Arsen zatrzymał go gestem.
— Nie, nie, tu będziemy oczekiwać pana dyrektora... Dopiero on sam...
Sekretarz zrozumiał, że sprawa jest tak dalece tajemnicza, że nawet jego obecność staje się zbyteczną i usunął się dyskretnie.
W kwadrans potem, Maurycy Prasville wbiegł do gabinetu. Na twarzy jego malował się gorączkowy niepokój, którego nie umiał ukryć.
Skłonił się z pośpiechem Klarysie i dał tylko znak ręką, by hrabianka udała się za nim wraz z towarzyszem. Wydobył z kieszeni klucz i otworzył drzwi ukryte w ścianie.
Klarysa i Arsen, w przebraniu Nikola, towarzyszyli mu.
Przeszli mały korytarz, wstępowali po wewnętrznych schodach, to się znów spuszczali, wreszcie znaleźli się w kwadratowym pokoiku, wysłanym dywanem. Ściany tego gabinetu były grube, a przytem wymateracowane, nikt absolutnie nie byłby w stanie podsłuchać prowadzonej tu rozmowy.
— Macie listę? — rzucił bez wstępu Prasville.
— Mamy.
— A więc mi ją dajcie.
Arsen usunął się w cień. Główną rolę odegrać tu miała hrabianka, którą nauczył wprzód dokładnie, jak się ma zachować.
— Proszę o listę! — powtórzył Prasville.
Klarysa nie ruszyła się. Prasville spojrzał na nią uważnie i zrozumiał.
Jeśli poszukiwała tak gorliwie tego dokumentu to prócz nienawiści i zemsty, musiała mieć inne cele. Chciała coś dostać, coś wytargować.
— Proszę, niech pani siada — rzekł; a było to