Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

możliwie okazale. A dopiero gdy zostaniesz moją żoną, słodką, kochającą, uległą, gdy wypróbuję cię należycie, postaram się wtedy dopiero o całkowite oswobodzenie Gilberta, a uzyskam je bez trudności, możesz być tego pewną. Zrozumiałaś mnie?
— Zrozumiałam — odparła cicho Klarysa.
— Zaprzestaniesz też tych nieustannych poszukiwań. Lista 27-miu stanie się zresztą naszą wspólną własnością. Gdybyś jednak nie była taką żoną, jaką cię mieć pragnę, potrafię jeszcze i po ślubie zemścić się na tobie, — radzę ci więc, abyś dobrze rzecz rozważyła. — Co się zaś tyczy czcigodnego Arsena Lupin, wydam go prędzej czy później w ręce sprawiedliwości, gdzie za mojem staraniem zapozna się wprędce z katem.
Klarysa nie słyszała już dalszych wywodów. Siedziała nawpół przytomna, z głową opartą o poręcz fotela, podczas gdy Daubrecą spacerował po pokoju, zatrzymując się przed nią od czasu do czasu.
— Ach! gdybym mogła umrzeć — powtarzała sobie w duchu.
— Możesz mnie nienawidzieć — mówił dalej Daubrecą — możesz się mną brzydzić, ale nie masz prawa okazywać mi tych uczuć. A teraz na zadatek przyszłości musisz mi dać pierwszy pocałunek.
Co? nie chcesz? nie śpieszysz na wezwanie swego oblubieńca, w takim razie ja przyjdę do ciebie sam, ja sam ukradnę z twych dumnych usteczek pierwszą należną mi pieszczotę.
Klarysa przymknęła oczy. Czuła, że los jej się dopełnia, że wszelki opór byłby już daremny. — Westchnęła tylko:
— Och Boże! mój Boże! czyż niem a już innego sposobu?
Nie widziała już nic, słyszała tylko kroki Daubrecq’a, zbliżającego się do miejsca, gdzie siedziała. Ale upłynęło kilka sekund, a to, czego się tak obawiała, nie stało się jeszcze. W pokoju cisza, jakaś dzi-