Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To też po upływie kilku minut, uczuł się prawie spokojnym, puls uderzał mu normalnie.
— Nie oskarżajcie hrabianki de Mergy — rzekł spokojnie — to nie ona.
— A więc któż?
— Daubrecq tu był, odczytał list i wyciął dwa najważniejsze wyrazy.
— Jakimże sposobem tu wszedł?
— Nie traćmy czasu na dochodzenie, jak i którędy wszedł, skoro wiemy, że tu był, a fakt ten nie ulega wątpliwości — odrzekł Larsen.
Obejrzał potem raz jeszcze na wszystkie strony uszkodzony list i rzekł:
— Chodźmy więc!
— Gdzie?
— Na dworzec Lyoński.
— Dlaczego właśnie tam?
— Nie wiem, nie jestem pewny niczego, ale wybieram najprawdopodobniejszą kombinację. Sądzę, że jeśli Daubrecq wyjechał z Paryża, to głównie dla poratowania zdrowia, które ucierpiało bądź co bądź na skutek kilkutygodniowego przebywania w wilgotnem podziemiu, nie mówiąc już o torturach. Jesień mamy dżdżystą, nadchodzi słotna pora, którą korzystniej mu będzie spędzić na południu.
Pojechali więc na dworzec Lyoński w nadziei, że zastaną tam jeszcze Klarysę.
Napróżno jednak przejrzeli salę restauracyjną, peron i wszystkie zakątki, nie znaleźli nigdzie hrabianki.
Odchodził właśnie wieczorny pociąg. — Biegli jakiś czas obok niego, zaglądając do wszystkich wagonów.
W żadnym z nich nie dostrzegli wytwornej twarzyczki Klarysy de Mergy.
Odchodzili już rozczarowani, gdy przystąpił do nich jeden z posługaczy kolejowych, ubrany w nie-