Strona:Lwów - Kamieniec Podolski. Notatki z podróży cyklisty.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

części zamieszkują ładne i eleganckie panie, których też spotykaliśmy moc wielką, a wszystkie postrojone i posznurowane jakby w jakiem nadmorskiem, światowem miejscu kąpielowem.
Szczęśliwe Jaremcze! czy jednak równie szczęśliwe te panie, które wyjeżdżając dla odetchnięcia w góry mażą się „tłustym pudrem... choćby Beila“ czynią nieustanny przegląd toalet ― to się już usuwa od zdania i kompetencyi szybko przebiegającego cyklisty.
A spieszyliśmy się bardzo, bo to i droga doskonała i pragnęliśmy dotrzeć na objad do Delatyna nie spodziewając, że w tej nędznej żydowskiej dziurze niczem pożywić się nie będzie można za to spostrzegliśmy tutaj dwie osobliwości: sąd mieszczący się w parterowym domku, który jest własnością zarządu dóbr i lasów, grożący zawaleniem i ze wszech stron popodpierany grubemi belkami; i jedyną na świecie kombinacyą dwu zawodów, jak się zdaje nic wspólnego ze sobą niemających, a o czem wyraźnie mówi wielki napis tej treści: „X. X. zegarmistrz i dentysta“. Zadziwiające!
Prawie głodni, puściliśmy się w dalszą drogę do Kołomyi, już znacznie gorszą, przeważnie falistą drogą, a chociaż nastręczało się nam dużo pięknych i odległych widoków, to za te, które mieliśmy tuż przed sobą, nie należały do przyjemnych.