Strona:Lwów - Kamieniec Podolski. Notatki z podróży cyklisty.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

― Bo jak się pan będzie złościł nie będzie ani kolacyjki, ani pokoiku?
Cóż było robić? ― Musieliśmy na chwilę spuścić z tonu i dopiero przy pomocy innej damy, mniej nieugiętych zasad, udało nam się nareszcie dostać.. wprzód pokoik, a potem kolacyjkę...
Usługiwała nam Warwarka, wspaniały okaz budowy i siły miejscowego ludu ― nierozumiejąca ani słowa po polsku, nie mówiąca nic, ale bez ustanku dusząca się śmiechem. Miała ona na sobie tylko zgrzebną koszulę, z pod której wyglądały, jakby powiedziała pani Zapolska łydki koloru miedzi i małe strasznie brudne stopy. Zapasana była tak zwaną fotą, lub horboczką ― otwartą z przodu. Osobliwa moda!
W piątek 21 lipca zbudziło nas prześliczne słońce, a cudowne, orzeźwiające górskie powietrze odrazu wpłynęło dodatnio na nasze pokwaszone humory. Skoro tylko powysychały nam ubrania puściliśmy się raźno w dalszą drogę, podziwiając te prawdziwe cuda przyrody, które nam wczoraj mgły zasłaniały. Istotnie, cała ta droga od Mikulczyna, aż po sam Delatyn, bardzo i to bardzo warta zwidzenia i nie wahałbym się zaliczyć jej do najpiękniejszych okolic naszego kraju. Są tam miejsca tak wspaniałe, widoki tchnące taką dzikością i surowością przyrody, budowa kolei ciągnąca się tuż prawie obok gościńca,