Strona:Lwów - Kamieniec Podolski. Notatki z podróży cyklisty.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kpił on, czy o drogę pytał? nie wiem, Adresowałem po niemiecku i wszystkie karty doszły.
W środę 27 lipca wypadała jakaś galówka. Od samego rana snuli się kozacy kubańscy w swoich malowniczych strojach po mieście, a o 11 rano miał się odbyć przegląd wojska i popis straży ogniowej! To ostatnie najbardziej zaciekawiało mego towarzysza gorliwego członka straży ochotniczej lwowskiej, ale go uprosiłem, aby nie zwlekał z wyjazdem, i w chwili gdy dawano sygnały na rozpoczęcie przeglądu myśmy wyjeżdżali z miasta. Zamierzyliśmy dotrzeć na noc do Borszczowa — i tak też istotnie się stało.
Była to największa przestrzeń, jaką jednego dnia tym razem zrobiłem bo 81 kilometrów. Młody cyklista z politowaniem przeczyta tę cyfrę, ja jednak mając poza sobą kabalistyczną cyfrę 44 i kilka kilogramów podróżnego pakunku nie mam zamiaru ani się wstydzić, ani wypierać, że przyjechawszy do Borszczowa o 10 w nocy byłem bardzo zmęczony i żądny spoczynku, tem więcej, że od Krzywcza mieliśmy okolicę górzystą. Wsie przez któreśmy przejeżdżali wielkie i zamożne, pierwszy raz jednak w życiu zdarzyło mi się, że na zapytanie jak się nazywa dziedzic, odpowiadano mi „ne znoju“ ― zaciekawiony tem powtarzałem i nazajutrz to samo pytanie w innych miejscowościach i kilka