Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
267

Choć pracy pali się spiekiem —
Ja czuję to — jam rewolucjonista —
I przez tom czucie — człowiekiem.

O, świat tak piękny, a straszno tak w święcie!
Wlecze się nagich półtrupów gromada
I, z pańskich stołów zagartując śmiecie,
Niby pies głodny wyje: głód, biada!
Tej strasznej pieśni kareta złocista
Turkotem wtórzy dalekim —
Mnie boli to — jam rewolucjonista,
Przez ból ten jestem człowiekiem.

O, świat tak piękny — a straszno tak w świecie!
W łabędzim puchu próżniaki bogacze,
A z jarzmem trudu niedola na święcie —
Nędza, ciemięstwo, krew, wyzyskiwacze —
Krwią braci tuczy tłuszcza się złocista
I potu bratniego spiekiem —
Precz z nią — ja wołam: rewolucjonista!
Przez krzyk ten jestem człowiekiem.

Dalej do dzieła! i wspólnemi bary
Podważmy czarta budowy piekielne —
Od naszych jęków drży już gmach ten stary,
Czynem mu ciosy zadajmy śmiertelne.