Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To także było mu konieczne do życia.
W ten sposób bito się na dwie strony.
Zupełnie jak w salonie...
Pewnego dnia wszedłem do kawiarni z prostytutką. Taka najgorsza — z plantów.
Wahała się, bo „wypędzą“ — mówiła.
— Nie bój się! nie wypędzą. Im wszystko jedno. Namawiałem.
Poszła...
— Dwie kawy — zawołałem.
Dziewczyna roznosząca kawę, zwana „niewiastą“, z pogardą spojrzała na prostytutkę i z oburzeniem anioła odeszła w milczeniu do innych stolików. Sama ściskała się po kątach z gośćmi i oddawała im ciało, więc czemuż nie gardzić prostytutką?...
— Niewiasto! dwie kawy! — krzyknąłem gniewnie.
Wyszła do kuchni.
Długie, długie oczekiwanie...
Przy stoliku pawi wszczął się ruch... Matematyk był już po morfinie, zresztą wieczór i „bydła“ dość... Obejrzał tryumfalnie kawiarnię i odwalił:
— Mój prawniku! Powiedzcie mi, czem się