Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wziąłem towar pod pachę i zacząłem szukać przedsiębiorcy. Wkrótce — jest... „Hurtowa sprzedaż sztuki na prenumeraty roczne, kwartalne i miesięczne, jakoteż detaliczna na pojedyncze numery...“
— Zadzwoniłem...
— Pan redaktor?
— Tak...
— Czy nie mógłbym tu dostać chleba na kilka dni?
— Jakto? tak — za darmo?
— O nie! przyniosłem kawałek duszy na sprzedaż.
— Pokaż no pan.
Zaczął czytać rękopisy.
— Tak, tak, niezłe. Ha-ha... jest humorek... hau-hau...
W tej chwili postanowiłem stworzyć prawdziwą humoreskę.
— Panie redaktorze! — rzekłem — czy uważa pan, że mam talent?
Ruszył ramionami.
— Talent? A komuż to potrzebne do prawdziwej sztuki?