Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakże ja cię wynagrodzę, mój przyjacielu?
Rada w radę: marszałek do namiestnika, namiestnik do ministra: „trzeba mu dać order“.
— Ty ocaliłeś przedstawiciela szlachty, my cię przedstawicielem ocalenia uczynimy. Pies dostał emeryturę: żołd z magistratu miejskiego.
Zaczął tyć.
Ale że tusza ma swoje przywileje, pies potrzebował dla siebie coraz więcej przestrzeni. Skomlał naprzód na inne psy, później rozpędzał bachory uliczne, wreszcie wziął się do dorosłych. Nikt mu nie przeszkadzał: wszyscy ustępowali. Cóż robić? taki porządek świata... Kły, order, emerytura... Strach!...
I byłoby tak wiecznie... Ale pies obrósł tłuszczem, zajadł w sobie wszelką tresurę, to go zgubiło.
Raz nadeptał mu na ogon pewien jezuita. Pies zamiast powiedzieć „Bóg zapłać“, rozgniewał się i ugryzł jezuitę w łydkę...
Na nieszczęście był to sam kardynał. Sporządzono tysiąc odpowiednich raportów: pies dostał dymisję.
Biedny dymisjonowany emeryt!
— Och, gdybym wiedział, gdybym wiedział