Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przeszedłem granicę dwóch państw, dwóch urągających „wiernym poddanym“ olbrzymów. Po obu stronach las szeptał... Nigdzie śladu człowieka. Tętniały tylko niekiedy końskich kopyt odgłosy, lub zawarczały echa strzałów: to byli ci, co w imię „ojczyzny i wiary“, kulami w ojczyznę i wiarę innych celowali.
Były to czasem relikwje ojczyste: srebrne, lub papierowe orzełki, emblematy państwa umarłego; czasem skaplerze, uszyte rękami chytrych mnichów; grudka ziemi z Romy prastarej, mająca krzepić ducha naiwnych niewolników; czasem świstek papieru ze słowem wypędzanem zewsząd; czasami jakieś drobiażdżki kupieckie: krawat na komorze celnej nie przedstawiony, lub wódka galicyjska.
Las szeptał... Po jednej stronie prawomyślnym byłeś i czczonym, po drugiej podejrzanym i ściganym; tu bohaterem byłeś, tam — zaprzańcem; tak było już oddawna: tu i tam — z dwóch stron lasu, który szeptał.