Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dwie gromady ujrzały się i przeklęły się odrazu.
Chrystus rzucił ich łbami o łby, pięściami o pięście. Walczą o kościoły i plebanje, walczą o swoich oszustów ewangielji. Już kłonicami rozpruwają sobie brzuchy, już krew bucha z gardzieli.
Syn ojcu żebra poprzetrącał, płacze matka na syna, że jej wybił oko.
— Nie damy, nie damy naszego Chrystusa. Ząb za ząb, oko za oko... Wypędzimy lub po mordujemy heretyków.
A drugie stado warczy:
— Śmierć katolikom.
Ludzie zębami gryzą się, jak psy, kolanami dogniatają słabe piersi, — chrzęszczą kości, krew bryzga na czoła... To nic... to tylko wiara krwią chlupnęła goręcej, to tylko Rzym wybił parę setek żeber więcej, — tylko ekstazy aureola opromieniła czoła świętym męczennikom.
Idę, słucham...
Teraz wiem już, że dla mnie, włóczęgi, świt za rano wstawał w oczach; że są ciche pod ziemia kościelne, w których mroki chodzą po grobowcach; że po kruchtach klasztornych tarzają się jeszcze haki do wieszania ludzi... Ale