Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żoną słuchać wiosny na cmentarzu... „Czy słyszysz, kochana, jak bzy pachną?...“
Raźniej, raźniej świeć, stróżu prosektoryjny! Muszę pamięcią pozbierać wszystkie twarze trupów, aby niemi uderzać po oczach patronów mojego narodu...
Sterczą jeszcze na pjedestałach mięsiste twarze... Bezmyślność jedyną ich barwą... Duże podbródki zwisają, przywalając ciężarem tysiące słabych. Krzyż ich obroną. Duszą — armata...
Straszny będzie łoskot tych pękających pomników hańby, kiedy pioruny w nie wytną. Słyszę już, jak burza okręca je i skubie im uszy... Nawet nie słyszą tego... Burzy, która życie im weźmie, nie słyszą!... Nic... Głuchoniemość ich majestatem...
Nie widzą, jak chodzę i rachuję trupy... Nie widzą prosektorjów rozsianych na mękach człowieczeństwa... Nie widzą nic... Niewidomość ich majestatem...
A burza idzie...

I czego wy czekacie ludzie? Myśli wasze, jak sokoły uwięzione, trzepocą się skrzydłami o ściany klatek, a pragną zawrotnej wyży. Cudu, cudu