Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

... Mówił, że linia mej piersi jest linją greckiego marzenia, mówił, że ciało moje odurza, upija swem pięknem...
... I mówił, że oczy moje w piekło go zaprowadzić mogą, że włosy moje to płaszcz najdrogocenniejszy, na który niema ceny, że usta moje to kwiat purpurowy, którego dotknąć ustami znaczy upić się szałem i zapomnieć, zapomnieć o wszystkiem.
... I mówił jeszcze, że moje pocałunki są jako żar i jako rozkosz, o której możliwości nigdy nie zamarzył...
... I mówił, że kocha...
A teraz:
Ser-de-czny uścisk dłoni!
Ha! ha! ha! ha!
No, teraz, oczywiście, wszystko, wszystko jest jasne, jasne, zrozumiałe!
Tu — tu — tu — w tym samym pokoju mówił, że ją kocha, tu — tu — tu — w tym samym pokoju padała przed nim na kolana, ręce jego całowała, modliła się doń jako do jedynej pieśni swojej duszy!
Tu — tu — tu — w tym samym pokoju oddawała mu się cała, płonąca i spragniona, wstydliwa a żądna, matką jego dziecka zostać pragnąca!
Tu — tu — tu — w tym samym pokoju mówił, że ją kocha!
A teraz, teraz, teraz...
Serdeczny uścisk dłoni!
Oh!
Padła na kolana i czoło przyłożyła do ziemi.