Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spisane poprzedniego wieczora, to znaczy wszystkie dowody, których istnienia tak okropnie się lękał.
Zabrawszy je, podźwignął za ramiona bezwładne ciało, zaciągnął aż na brzeg Sekwany i rzucił w rzekę.
Potem, jak zwykły opryszek, uciekł pędem na ulicę św. Pawła, przyciskając do piersi skarb, za cenę zbrodni nabyty.
Na miejscu walki pozostał tylko trup Ben Joela, oraz jednego ze zbójów.
Koń Cyrana, przerażony ostatnim jękiem swego pana, pogalopował, jak szalony, w kierunku zajazdu.
Tymczasem wzeszło słońce. Straż miejska przybyła na miejsce walki od strony Nowego Mostu. Zjawiło się tam niebawem i kilku wczesnych przechodniów, którzy zatrzymali się, oglądając ciekawie zabitych.
Prawie w tejże chwili, przez bramę Nesle przechodzili Castillan i Marota. Tancerka, uwieszona u ramienia młodzieńca, mówiła mu coś przyciszonym głosem, z uśmiechem na ustach, z pełnemi czułości oczyma.
Zbliżyli się w ten sposób do grupy, utworzonej z pachołków i gapiów.
Castillan rozpoznał odrazu łotrowskie oblicze Ben Joela.
— Co tu zaszło? — spytał.
— Niewiadomo. Leżą dwa trupy i tyle.
Podczas, gdy straż un siła ciała zabitych, Castillan jął rozpatrywać miejsce walki.
— Ben Joel zabity! — rzekł do Maroty — coś się tu święci nadzwyczajnego. Patrz, widać dokoła ślady licznych stóp, jakby przeszła tędy cała, gromada ludzi. Mój mistrz miał wyjść z domu dziś rano.