Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oczy jego z wyrazem nagłego ogłupienia zwróciły się na Cyrana.
Poeta mówił dalej, zdając się nie spostrzegać zmieszania Rolanda.
— Posiadam, prócz tego, zeznanie pisemne twego ojca. Jeśli znajduje się ono w moich rękach, nie są temu winni twoi wysłańcy, którzy czynili wszystko, co było w ich mocy, aby temu zapobiec, Niestety! nie powiodło im się to zupełnie i twój wierny Rinaldo ciężko przypłacił swe przemądre sztuczki.
— Czy sądzisz pan, że Rinaldo jest twym wrogiem?
— Mówmy w czasie przeszłym. Ja sądzę, że nim był...
— A teraz?
— Teraz, wszystko mi to już jedno — rzekł poeta obojętnie. — Rinaldo nie żyje.
— Nie żyje! — wykrzyknął Roland.
— Przeniósł się do lepszego świata, pozostawiwszy mi tę oto pamiątkę, jako dowód wiernego aż do końca spełniania obowiązków.
I Cyrano, dotykając palcem policzka, pokazał hrabiemu czerwoną dotąd jeszcze kresę, którą wypisała mu na twarzy kula Rinalda.
— Nie żyje! — powtórzył hrabia przygnębiony.
— Opowiedziałem ci już kiedyś szczegóły, odnoszące się do twego urodzenia; czy chcesz, abym ci je teraz odczytał wprost z piśmiennego dowodu? Jest on u mnie, zapisany od początku do końca ręką starego hrabiego. Trzeba zgodzić się z rzeczywistością: jesteś, mój kochany, Rogacz, a nie de Lembrat. Jutro cały Paryż i dwór dowiedzą się o tem, jeśli będziesz się upierał i odmówisz zadośćuczynienia, którego żądam od ciebie.
— Mów ciszej — rzekł hrabia tonem prawie błagalnym.— Zdaję się na twą łaskę.