— Idź za tymi ludźmi, których wypędzono. Muszę wiedzieć, gdzie w danej chwili znaleźć ich będzie można.
Po wyjściu z pałacu Faventines trójka wędrównych grajków udała się na Nowy-Most, który był wówczas główną kwaterą przewoźników, fagasów, elegantów i łobuzów. Zilla szła na przedzie z głową zwieszoną i ciężką od myśli. Manuel przeciwnie, spoglądał w niebo, pierś jego głęboko oddychała, rozszerzona uczuciem triumfującej durny, Kochał! I choć był nędznym robakiem, potrącanym stopami ludzkiemi, doświadczył niewysłowionej, anielskiej prawie rozkoszy, zdoławszy w chwili szczęśliwego natchnienia wznieść się aż do przedmiotu swej miłości, Przez jedną chwilę ona czuła płomienie jego oczu w swych źrenicach; przez jedną chwilę należała do niego, Zobelżono go, sponiewierano, wypędzono — co go to obchodził! Ten cygan, to dziecię nieszczęścia, ale i nieokiełznanej niczem wolności, do niczego w życiu nie przywiązane, do niczego w życiu nie dążące, pobudził do żywszego bicia serce patrycjuszki mocą jeśli nie miłości, to przynajmniej współczucia.
Wystarczało mu to — jak oświadczył w swej gorączkowej improwizacji. Był szczęśliwy; o niczem więcej nie myślał, do niczego więcej nie zmierzał; jego dusza artysty i marzyciela zakładała swe całe przyszłe szczęście na wspomnieniu. Wiedział, że w pamięci Gilberty zajął miejsce, skąd nikt go już nie usunie.
Myśl o tem była jego skarbem, nagrodą jego śmiałości, pociechą jego nędzy. I jak obłąkaniec, goniący za widziadłem własnej wyobraźni, szedł