Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przy kościele, a znajdujemy się właśnie przed dzwonnicą.Zresztą ja znam Saint-Sernin. Pozwól, że będę twą przewodniczką.
— Niema więc nic takiego, czego byś nie znała!
— Co znów! Ale znam Seint-Sernin, a tym razem to nam wystarczy.
— Śpieszmy zatem!
— Jesteś zbyt prędki. Czyż chciałbyś tak od razu wejść do mieszkania proboszcza?
— Rozumie się!
— Jakaż nieroztropność! Postawionoby cię na oczy z Ben Joelem, który naturalnie nazwałby cię oszustem. Mimo twych zapewnień, ksiądz wahałby się z uznaniem w tobie prawdziwego Castillana i być może nawet wyrzuciłby cię za drzwi, gdyź Ben Joel ma tę wyższość nad tobą, że przybył wcześniej i że posiada w ręce list Cyrana.
— Cóż więc czynić?
— Nie pokazywać się nieprzyjacielowi i natarciem obserwować go z ukrycia.
— Obserwować! — mruknął Sulpicjusz — to łatwo powiedzieć! Ale co i kogo obserwować? Na tym placu czarno, jak w piekle.
— Prawda, ale tam, na końcu tego placu, błyszczy jedno jasno oświetlone okno.
— Więc cóż?
— Jest to okno plebanii. Pański człowiek tam się właśnie znajduje, mości Sulpicjuszu!
— To bardzo możliwe.
— Chodzi teraz o to, aby wiedzieć, co on porabia.
— Widzisz, że wyszło na moje. Trzeba, żebym poszedł do proboszcza.
— Broń Boże! Chodź za mną; pokażę ci, co masz czynić.
Koń został przywiązany do drzewa, na miękkim,