Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Castillan wpatrywał się z niedowierzaniem w tę dziwną istotę.
— Hm, pięknie mówisz! — wtrącił. Szkoda, że inaczej postępujesz.
— Nie dowierzasz mi? — rzekła Marota silnie wzruszona. — Wierz mi — źle czynisz!
I przybierając nagle swój zwykły ton, uprzejmie wesoły, mówiła dalej:
— Jedno słowo, mój panie, skrupuły twoje rozproszy. Nie wiem, czego chcą od ciebie, Ben Joel jest daleko; gdybym zechciała, nigdy byś już mnie nie zobaczył.Podaj mi rękę i siądźmy do wieczerzy. Powiem ci następnie, co mogę dla ciebie zrobić.
Czarujące spojrzenie słowom tym towarzyszyło.
Ale Castillan nie myślał już o miłości. Pilno mu było znaleźć się jak najprędzej w Saint-Sernin i krzywdę swą pomścić.
— Jesteś czarodziejką, wiem o tem — rzekł surowo, choć uśmiech cisnął mu się gwałtem na usta.
— Robisz, co chcesz i urządzasz wszystko w sposób dla siebie najdogodniejszy. Ale strzeż się, tym razem już ci się nie uda oszołomić mnie i uśpić sztuczkami diabelskiemi.
Jednak trzeba dodać, że mówiąc to, ściskał rączakę, którą mu cyganka podała.
Pokój został zawarty — warunkowo, rozumie się.
W połowie uczty, która była tak prawie obfita, jak wczorajsza, Castillan, który nie przestawał rozmyślać nad swą dziwną przygodą, zwrócił się nagle do Maroty z zapytaniem:
— Czemu przypisać, że stosunek twój do mnie uległ tak zupełnej przemianie? Wiesz, w jaki sposób rozstaliśmy się, a teraz oto chce z odegrać względem mnie rolę dobroczynnej wróżki.
— Czy ja wiem,jak się to słało? — odrzekła z uśmiechem cyganka. — Czy takie rzeczy dadzą