Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I — Tym razem, niezleżnie od swych upodobań, musisz pan zagrać ze mną w kości. Los musi roztrzygnąć:jakie każdemu z nas przypadną środki obrony.
—Gra zbyt jest piękna, abym dla niej nie zapomniał na chwilę o swych zasadach. Gdzie kości?
— Oto są. Proszę wyrzucie.
Sulpicjusz wziął kubek, potrząsnął kostkami i wysypał je na ziemię w miejscu oświetlonem przez latarnię.
— Szósta i dwójka! — wymienił głośno, schyliwszy się dla policzenia punktów.
— Dobre cyfry! — zauważył Esteban, zbierając kostki do kubka.
— Czwórka i szóstka! — zawołał, wyrzucając zkolei kości. — Jestem wygrany dwa punkty i mam prawo wyboru.
Po tych słowach pochwycił latarnię i zaraz też szpadę wydobył.
Castiilan wziął opończę i owinął ją sobie dokoła lewej ręki.
Pojedynek przy latarni, albo raczej: pojedynek z latarnią, należał do tych, w których walczy się, jak to mówią, pierś przy piersi. Wymagał on niezmiernej zręczności, przytomności umysłu, a zarazem podstępu, i nierzadko bywał śmiertelnym dla obu zapaśników.
Trzymający latarnię to olśniewał jej blaskiem przeciwnika, to zakrywał światło, pogrążając go w ciemności, Drugiemu płachta służyła najpierw z tarczę osłabiającą siłę ciosów; następnie posługiwać mógł, się nią, jak rzymski gladiator siatką,zarzucając ją na przeciwnika.
— Jestem na pańskie usługi — rzekł Castillan,stając na stanowisku, nie bokiem, lecz z wysta-