Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziś rano? Potrzebny jest on nam koniecznie, gdyż bez niego stracilibyśmy ślad tajemnicy hrabiego de Lembrat.
Trzej towarzysze Ben Joela, widząc, że ich wódz zaprzestaje walki, poszli skwapliwie za jego przykładem. Zamiast nacierać na bezbronnego Cyrana, zatarasowali swemi łachmaniastemi figurami drzwi, aby nie dopuścić do jego ucieczki.
Castillan, podczas tej krótkiej sceny, przyszedł cokolwiek do siebie. Poeta, uwolniony od napastników, podał mu rękę i pomógł powstać.
Dzielny szlachcic biedził się jeszcze nad rozwiązaniem pytania: dlaczego zjawienie się Rinalda wpłynęło tak zbawiennie na losy nierównej walki, gdy sługus Rolanda zbliżył się doń z miną ugrzecznioną i, zmuszając do. uśmiechu twarz o wyrazie złowrogim, oświadczył:
— Panie de Bergerac, może pan wracać do domu. Nie potrzebuje pan niczego się obawiać.
— He! mości Rinaldo!-wykrzyknął zuchowato poeta.-Czy mógłbym dowiedzieć się; czemu zawdzięczać uprzejmość pańską?
— Jestem szczęśliwy, mogąc przysłużyć się czemkolwiek jednemu z przyjaciół pana hrabiego.
— Hm, hm! Coś innego w tem się ukrywa. W każdym razie, słuchajcie, łotry! — mówił szlachcic, obrzucając wyzywającem spojrzeniem otaczających go zbójów — jeśli wypuszczacie mnie dziś w nadziei, że w przyszłości, przy nowym napadzie, lepiej się obłowicie, muszę was zawczasu wyprowadzić z błędu. Przysięgam wam, łajdaki, że przy pierwszej zdarzonej sposobności nietylko nie będę was oszczędzał, ale zapłacę z lichwą wasze zbrodnie dzisiejsze. Oprzej się na mnie, Castillanie. Do widzenia, Zillo.
I dumny, jak satrapa, przeszedł samym środkiem