Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pańskich szpad. Po raz ostatni zatem rozkazuję panu: wyjdź stąd!
Cyrano uśmiechnął się i ruchem szybszym, niż myśl, ścisnął dłoń Zilli w prawej ręce, lewą zaś wyjął jej z palców lekko i zręcznie zatruty sztylet, który oddał Castillanowi.
—Widzisz, najdroższa — rzekł leceważąco, jak jest gniew twój dziecinnym. Usiądź, proszę cię, spokojnie i nie przeszkadzaj nam. Gdybyś nie usłuchała, musiałbym związać cię, co, wierz mi, byłoby dla mnie prawdziwą przykrością; gdybyś zaś próbowała krzyczeć, byłbym zniewolony zakneblować ci usta, co dla dam jest rzeczą wielce nieprzyjemną.
Zilla, pokonana, upadła bezsilnie na stołek.
— A więc szukaj pan — jęknęła głosem zamierającym.
Nie spuszczając z oka Zilli, która z twarzą ukrytą w dłoniach, wsparła się o stół pełen książek, szklanych naczyń i przeróżnych drobnostek i zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na to, co się dokoła niej dzieje, Cyrano i Sulpiciusz zabrali się do wywracania i obszukiwania sprzętów, nie omijając ani jednej szparki, ani jednej fałdy, ani jednego załomu, gdzie można było podejrzewać kryjówkę.
Czynność ta pochłonęła niebawem całą ich uwagę.
Cyrano, wyobrażał obie co chwila, że znajduje się już u celu poszukiwań, a za każdym razem, gdy spostrzegł zawód, siarczyste zaklęcia z ust mu się wyrywały.
Te wybuchy gniewu i niecierpliwości zdawały się nie obchodzić zupełnie Zilli. Ale podczas gdy Cyrano.dobywał ostatnich sił, aby dostać, bodajby z pod ziemi, przedmiot swych poszukiwań, prawa ręka Zilli, odjęta zwolna od czoła, wyciągnęła się