Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

—Doskonale. Wszystko będzie spełnione. Widzę jednak, że pan hrabia przygotował mi tym razem twardy orzech do zgryzienia. Kapitan Czart nie tak łatwo wziąć się daje. Zna on różne diabelskie sztuczki, wskutek których kto z mm zadziera, bardzo skórę swą ryzykuje.
Zabobonny prostaku! — wykrzyknął hrabia z gniewem, — Boisz się go zatem?
—Niech się pan hrabia me gniewa, Być może, iż się boję, ale znam swą rzecz i skutecznie usłużę panu hrabiemu ze swem prostactwem, niż niejeden zbir ze swą szpadą.
—Będziesz miał zresztą do pomocy Ben Joela i jego szajkę.
— Biorę to naturalnie w rachunek. Kiedy zabieramy się do dzieła?
— Natychmiast.
— To znaczy jutro rano, gdyż o tej godzinie Bergerac, choćby był najwścieklejszy, wychrapuje w najlepsze.
— Zgoda na jutro. Ja ze swej strony zajmę się, aby ten Manuel został osądzony w skróconym terminie; gdybym zaś uważał, że sprawiedliwość starosty posuwa się zbyt opieszale.
Nie dokończył. Złowrogi uśmiech prześliznął się po jego bladych wargach. Roland przygotowany był sięgnąć uzbrojonem ramieniem do najskrytszej, ciemnicy więzienia Chatelet i ugodzić w bezbronną pierś Ludwika.
— Ech! — wtrącił poufale fagas — czyżby to jeszcze szło o tego lalusia, wicehrabiego?
— Cóż to, mości Rinaldo, odważasz się badać mnie?
Sługus zaczerwienił się i z przesadną uniżonością spuścił oczy w ziemię.
Idź — zakończył hrabia-i nie staraj się wie-