Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzburzony Cyrano. — A! na Boga i wszystkich Świętych! Komedię posunięto za daleko!
— Milczenie! — rozkazał starosta.
A strażnikowi rzucił:
— Czyń swą powinność!
Dowódca straży zbliżył się do Ludwika i zażądał od niego szpady.
Młodzieniec, którego odwaga całkowicie już się wyczerpała, rzucił się w objęcia Cyrana, potem, powstrzymując z wysiłkiem łzy gniewu i wstydu, które mu się do oczu cisnęły, odpiął szpadę i wręczył ją Sawinjuszowi, nie chcąc oddawać wprost przedstawicielowi władzy starościńskiej.
Cyrano natomiast odzyskał spokój. Ruchem prawie uprzejmym podał dowódcy szpadę Ludwika, i głosem, w którym nie było i śladu wzruszenia, oświadczył:
— Ta szpada, cokolwiek o niej mówią ludzie, jest szpadą szlachcica. Bądź pan łaskaw obchodzić się z nią z szacunkiem, Co do ciebie zaś, mości starosto — dodał z rycerską swobodą — dowiedz się, że ja jeszcze nie wypowiedziałem w tej sprawie ostatniego słowa, choć pan już je wygłosiłeś.
Potem szerokim ruchem wyciągnął rękę do Manuela, który uścisnął ją energicznie.
— Idź, młodzieńcze, bez trwogi odprawiać swój czyściec — zakończył, — Nie zapominaj, że ja jestem wolny i że trzymam klucze do nieba.
Wygłosiwszy to zdanie, może nazbyt krasomówcze, przyjaciel Ludwika wykręcił się na swych wysokich napiętkach, ku wielkiemu zdumieniu Rolanda i starosty, dziwiących się, że tak filozoficznie przyjmuje następstwa tej przygody.
Tymczasem Ludwik znalazł sposobność zbliżenia się do Gilberty.