Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jan de Lamothe pochylił się wówczas do ucha margrabiego i szepnął słów kilka.
— Co pan mówisz? — zawołał de Faventines.— Czyż to możliwe?
— Jest z wszelką pewnością tak, jak panu powiedziałem. Hrabia de Lembrat uprzedził mnie zawczasu. Spełnię powinność swą do końca.
— Dziwne! niesłychane! — powtórzył kilkakrotnie margrabia i, wsparty na ramieniu starosty, wmieszał się w tłum gości.
W chwili, gdy obaj mijali drzwi otwarte do pierwszego salonu, ujrzeli Gilbertę, której towarzyszył Manuel.
Margrabia poruszył się gwałtownie, jakby chciał pobiec do młodzieńca i odtrącić go od swej córki. Przytrzymał go de Lamothe, mówiąc:
— Miarkuj się, margrabio, Jeszcze nie pora.
Manuel i Gilberta przeszli spokojnie i usiedli przy otwartem oknie, wychodzącem na ogród. Noc była cicha i jasna; zapach kwiatów unosił się w powietrzu; w gąszczach słychać było głosy wesołe i wybuchy śmiechu.
— Więc przyznaje pani — mówił półgłosem młodzieniec, dla którego początek jego miłości był tematem niewyczerpanym — że miałem szczęście być przez nią poznanym?
— Od pierwszego spojrzenia. Było to bezwątpienia przeczucie.
— Ach! czynisz mnie dumnym, Gilberto. Jakto? wbrew przesądom społecznym, wbrew opinii świata całe o, ten biedny cygan, ten poeta uliczny potrafił wzbudzić sympatię w sercu patrycjuszki?
— Sama nie wiem, jak się to stało, Ludwiku.O! ilem ja wycierpiała, powtarzając sobie po tysiąc razy, że dzieli nas przepaść nie do przebycia, że żadna siła ludzka zbliżyć nas do siebie nie po-