Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiedzieć, że mogłabyś z tem wszystkiem zaczekać, aż dorośniesz.
Rilla opuściła głowę, aby ukryć przed Mary płynące po policzkach łzy. Wszystko było popsute, nawet ta romantyczna godzina z Krzysztofem w poświacie księżyca na piaszczystem wybrzeżu — została sprofanowana. Czuła wstręt do Mary Vance.
— Co się znów stało — zawołała zdziwiona Mary. — Czego płaczesz?
— Nogi... tak mnie bolą... — szlochała Rilla, rezygnując ze swej dotychczasowej dumy. Lepiej już było złożyć wszystko na karb pokaleczonych nóg, niż przyznać się do tego, że się cierpi moralnie, że cierpienie to zrodziło się z prostej niechęci do kogoś, lub z tej przyczyny, że przyjaciele przestali się troszczyć o nią.
— Ja myślę, że bolą, — rzekła Mary nieco łagodniej. — Uspokój się. Jak przyjdziemy do domu, dam ci trochę gęsiego smalcu, który Kornelja przechowuje w spiżarni. Taki smalec lepiej robi, niż wazelina. Musisz wysmarować nim nogi przed pójściem do łóżka.
Gęsi smalec zamiast wazeliny! Więc takie miało być zakończenie pierwszego balu, wspomnienie pierwszego adoratora i pierwszego flirtu przy księżycu!
Rilla postanowiła więcej nie płakać i otarłszy łzy, z najwyższą niechęcią, zdecydowała się położyć do łóżka Mary Vance. Na dworze wstawał szarawy świt. Kapitan Josiah dotrzymał słowa i na latarni Czterech Wiatrów o wschodzie słońca powiewała już wielka kolorowa flaga.