Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ła nawet przy sobie Jasia. Cały świat wydał jej się nagle pusty, obszerny i pusty od wczorajszego dnia, kiedy wyczytała w dzienniku Montrealskim komunikat o żołnierzach, którzy wrócili w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Między innemi było tam nazwisko kapitana Krzysztofa Forda.
Więc Krzyś był w domu i nie pisał nawet do niej o swoim powrocie. Był w Kanadzie od dwóch tygodni, a ona nie otrzymała od niego ani słowa. Oczywiście zapomniał, jeżeli było o czem zapomnieć, o uścisku ręki, o pocałunku, o spojrzeniu, o owem przyrzeczeniu, które mu dała. Wszystko to było absurdem, była głupią, romantyczną, niedoświadczoną gąską. W przyszłości będzie mądrzejsza, mądrzejsza i bardziej dyskretna. Będzie inaczej patrzała na mężczyzn.
— Może lepiej byłoby, gdybym pojechała z Uną na kursy gospodarstwa, — pomyślała, stojąc przy oknie i spoglądając w stronę Doliny Tęczy.
Zadźwięczał dzwonek u drzwi. Rilla skierowała się ku schodom. Musi drzwi otworzyć, bo nikogo w domu niema. Niechętnie pomyślała o czyjejśkolwiek wizycie. Zeszła na dół wolnym krokiem i otworzyła drzwi.
Na progu stał wysoki młodzieniec w uniformie, o czarnych oczach, czarnych włosach i małej, prawie nieznacznej, bliźnie na policzku. Rilla patrzyła nań przez chwilę. Któż to był?
W twarzy tej było coś dziwnie znajomego, ale do kogo należała ta twarz?
— Rilla ma Rilla, — rzekł żołnierz.