Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zaraz się wezmę do tego tortu, — postanowiła Zuzanna spoglądając na zegar. — Pani doktorowo, pomoże mi pani obierać owoce i kręcić żółtka? Jeżeli pani będzie taka łaskawa, upiekę tort jeszcze na dzisiaj wieczór. Jutro rano będziemy mogły przygotować sałatki i inne rzeczy. Gotowa jestem pracować przez całą noc, byleby tylko zrobić na złość Księżycowemu Brodaczowi.
Maniusia zjawiła się we łzach i z zapartym oddechem.
— Musimy przerobić moją białą suknię na twoją figurę, — rzekła Rilla. — Zobaczysz, jak ci będzie w niej ładnie.
Obydwie zabrały się do roboty, prując, przycinając, pasując i szyjąc. Po wielkich trudach suknia była gotowa o siódmej i Maniusia przymierzyła ją w pokoju Rilli.
— Naprawdę bardzo ładna, ale żebym mogła mieć jeszcze welon, — westchnęła Maniusia. — Zawsze marzyłam o tem, żeby brać ślub w białym welonie.
Jakaś dobra wróżka widocznie postanowiła spełnić wszystkie życzenia wojennej narzeczonej. Drzwi się bowiem po chwili otwarły i do pokoju weszła pani Blythe, niosąc zwoje białego tiulu.
— Maniusiu droga, — rzekła. — Chciałabym, abyś jutro wystąpiła na swym ślubie w moim welonie. Przed dwudziestu czterema laty byłam szczęśliwą panną młodą na Zielonem Wzgórzu, a welon szczęśliwej mężatki podobno przynosi szczęście.
— O, jaka pani dobra, pani Blythe, — zawołała Maniusia ze łzami w oczach.