Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i taj samej kategorii, — a to teżby była pewna wygrana. Dzięki Bogu, — mruknęła przyciszonym głosem — że Shirley jest jeszcze trochę za młody.
— Czyż to nie wszystko jedno, jeżeli syn jakiejś kobiety pójdzie zamiast Shirleya? — zagadnął doktór, przystając na progu.
— Oczywiście, że nie, panie doktorze, — rzekła Zuzanna z naciskiem, unosząc w górę Jasia, który z błyszczącemi oczkami wyciągał ku niej małe pulchniutkie łapki. — Niech pan mnie nie zmusza do tego, abym wypowiedziała słowa, których zawsze się lękałam. Jestem prostą kobietą i nie potrafię dyskutować z panem, ale wcale nie jestem wdzięczna Bogu za to, że ktoś idzie na wojnę. Lepiej, że idą, niżbyśmy wszyscy mieli dostać się pod opiekę Kaisera, tem bardziej, kiedy mamy po swojej stronie takiego prezydenta, jak Woodrow Wilsona. Hunnów panie doktorze, nie pokonają żadne jego noty. A teraz, — kończyła Zuzanna, tuląc Jasia w ramionach i idąc wolno w stronę schodów, — powiedziałam, co miałam powiedzieć i muszę być dzielna. Muszę mieć przyjemną minę, o ile się tylko na to zdobyć potrafię.

ROZDZIAŁ XV.
AŻ DO ŚWITU.

— Niemcy znowu zajęli Przemyśl, — biadała Zuzanna z rozpaczą spoglądając z nad rozłożonej gazety, — i teraz pewno znowu zaczną to nieszczę-