Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to podwaja jeszcze jej ból. Gotowa była znienawidzieć księżyc na zawsze.
— Wiesz już? — zapytał Władek.
— Tak. Irena mi powiedziała, — odparła Rilla bezdźwięcznie.
— Nie chcieliśmy ci powiedzieć przed końcem koncertu. Gdyś wyszła na estradę, domyśliłem się, że już wiesz. Tak, siostrzyczko, uczyniłem to. Nie mogłem żyć nadal w takich warunkach od chwili, gdy Lusitanja zatonęła. Gdy wyobraziłem sobie te martwe kobiety i dzieci, zatopione gdzieś w otchłaniach morskich, nie mogłem dłużej siedzieć spokojnie. Zapragnąłem otrząsnąć na zawsze pył tchórzostwa ze swoich stóp. Wiedziałem, że muszę to uczynić.
— Tam jest i tak mnóstwo żołnierzy bez ciebie.
— To nie jest argument, Rillo ma Rillo. Idę dla własnego dobra, dla zbawienia własnej duszy. Uczuwałbym dla siebie samego pogardę, gdybym nie zdobył się na to. To byłoby gorsze, niż ślepota, niż wieczne kalectwo, którego się tak lękałem.
— Możesz... zostać... zabity, — Rilla czuła wstręt do samej siebie za te słowa, wiedziała że takie powiedzenie z jej strony było tchórzostwem, lecz wołałaby raczej, aby ją tego wieczoru pokrajano na kawałki.
— „Prędzej, czy później i tak na nas wszystkich przyjdzie śmierć“, — zacytował Władek. — Nie śmierci się boję, powiedziałem ci to już dawno. Można czasami zbyt wielką cenę zapłacić za życie, siostrzyczko. W wojnie tej jest tyle okropności, że pragnę pomóc, aby to wszystko jak najprędzej zmieść