Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie sądzisz — że te wszystkie historje o Belgach są nieco zmyślone? — zawołała Irena. — Jestem pewna, że w dwudziestym wieku z głodu umrzeć nie można. Gazety zawsze przesadzają.
Rilla doszła do wniosku, że zrobiła już wszystko, co było w jej mocy. Należało przecież zachować odrobinę własnej godności. Nie wolno poniżać się bardziej, choćby nawet chodziło o koncert. Podniosła się z miejsca nie zważając już nawet na swoje nogi.
— Bardzo mi przykro, że nie chcesz nam pomóc, Ireno, postaramy się jakoś dopełnić koncert własnemi siłami.
Irena z tego nie była zadowolona. Bardzo pragnęła śpiewać na koncercie i wszystkie jej wahania nagle w tej chwili pierzchły. Zresztą chciała bardzo zawrzeć na nowo przyjaźń z Rillą. Miała jakąś słabość do tej dziewczyny. Poza tem dom na Złotym Brzegu był bardzo miłem miejscem odwiedzin, szczególnie wówczas, gdy Władek wracał z uniwersytetu. Przestała nawet patrzeć na nogi Rilli.
— Rillo, kochanie, nie bądź tak porywcza. Naprawdę chciałabym wam pomóc, gdybym mogła tylko to wszystko jakoś urządzić. Siadaj, obgadamy jeszcze tę sprawę.
— Bardzo mi przykro, ale nie mam już czasu. Muszę wracać do domu, aby położyć Jasia i nakarmić go przed spaniem.
— Ach, tak, to dziecko, które wychowujesz podług książki. Naprawdę ładnie to z twej strony, szczególnie, że ty dzieci nienawidzisz. Jaka zła byłaś na mnie zato, że go wtedy całowałam! Ale za-