Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nam wydaje, że nie są na swych zwykłych miejscach.
„Powiedz mamie, żeby się nie martwiła — czuję się zupełnie dobrze — zdrów jestem i zadowolony. Zdajemy sobie tylko sprawę, że wśród nas, będących tu w okopach, panuje zło, które zatruje nasze życie na zawsze. Należy je znieść z powierzchni ziemi, choćby to miało nie wiem ile kosztować. Powiedz o tem mieszkańcom Glen, ojcze. Oni jeszcze nie orjentują się w tych wszystkich stratach, które dotychczas ponieśliśmy, ja też nie orientowałem się wyjeżdżając z domu. Uważałem to wszystko za zabawę. W rzeczywistości tak nie jest! Ale dochodzę do wniosku, że miejsce moje jest jednak tutaj, stanowczo się nie mylę. Gdy przekonałem się, co tu pozostało z domów, ogrodów i ludzi, to zdawało mi się, że widzę przemarsz Hunnów przez Dolinę Tęczy i Glen, oraz ogród na Złotym Brzegu. Wszędzie były ogrody, piękne ogrody, założone jeszcze przed wiekami, a co jest teraz?
Wszystko
zniszczone, zrujnowane! My, chłopcy, walczymy, aby te drogie stare zakątki, gdzie bawiliśmy się jako dzieci, zachować dla innych chłopców i dziewcząt — walczymy za bezpieczeństwo wszystkich zakątków, które nam przypominają nasze dzieciństwo.
„Jeżeli ktoś z was pójdzie na stację, to niech pogłaszcze ode mnie Wtorka. Trudno sobie wyobrazić, że to biedne stworzenie czeka na minie tak długo! Naprawdę, ojcze, częstokroć podczas ciemnych mroźnych nocy w okopach myślę o tem, że w odle-