Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VI.
Mary zostaje na plebanji.

Nazajutrz dzieci z plebanji zabrały z sobą Mary Vance do kościoła. Z początku Mary sprzeciwiała się temu zamiarowi.
— Więc będąc u pani Wiley, nie chodziłaś wcale do kościoła? — pytała Una.
— Dobra jesteś. Pani Wiley nigdy nie myślała o kościele, ale ja co niedzielę chodziłam, jak tylko miałam chwilę czasu. Najbardziej byłam zadowolona, gdy mogłam w kościele odpocząć od ciągłego gderania tej czarownicy. Dzisiaj jednak nie mogę pójść do kościoła w tych łachmanach.
I ta przeszkoda została pokonana dzięki Florze, która ofiarowała Mary swą najlepszą sukienkę.
— Trochę jest przetarta na łokciach i brakuje dwóch guzików, ale śmiało możesz ją włożyć.
— Guziki zaraz przyszyję, — odparła Mary.
— Przy niedzieli? — oburzyła się Una.
— Naturalnie. Im prędzej, tem lepiej. Daj mi igłę z nitką i możesz odwrócić głowę, żeby nie patrzeć na to, jak ja grzeszę.
Szkolne buty Flory i jakiś stary aksamitny beret, noszony jeszcze przez Cecylję Meredith, dopełniły stroju Mary i nowa towarzyszka naszej czwórki powędrowała do kościoła. Zachowywała się przykładnie i chociaż niejednego zdziwił widok tej mizernie ubranej dziewczynki, przybyłej w towarzystwie dzieci z plebanji, to jednak wszyscy