Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Otóż, ja uciekłam. Mieszkałam u pani Wiley, daleko za przystanią. Znacie panią Wiley?
— Nie.
— I nie macie czego żałować. To straszna kobieta. Boże, jak ja jej nienawidzę! Zmuszała mnie do pracy, głodziła i bila prawie codziennie. Spójrzcie.
Mary odwinęła podarte rękawy sukienki, pokazując wychudłe ręce, posiniaczone w kilku miejscach. Dreszcz zimny przejął dzieci z plebanji. Flora spłonęła rumieńcem gniewu. Błękitne oczy Uny napełniły się łzami.
— W środę wieczorem zbiła mnie grubym kijem, — mówiła Mary obojętnie. — Wszystko zato, że krowa przewróciła kubełek z mlekiem. Skąd ja mogłam wiedzieć, że ta przeklęta krowa zacznie kopać.
Nieprzyjemne uczucie ogarnęło słuchaczy. Nie przyzwyczajeni byli do tego rodzaju historyj i do takiego sposobu mówienia, jaki słyszeli z ust tej malej dziewczynki. Mary Vance wydała im się jeszcze bardziej interesującem stworzeniem.
— Bardzo dobrze zrobiłaś, żeś uciekła, — zauważyła Flora.
— Och, nie uciekłabym dlatego, że mnie biła ta czarownica. Przyzwyczaiłam się, bo biła mnie codziennie. Postanowiłam uciec chociaż na tydzień, bo dowiedziałam się, że pani Wiley zamierza wydzierżawić gospodarstwo i przenieść się na stale do Lowbridge. Mnie miała oddać do swojej kuzynki, która mieszka w Charlottetown. Nigdybym się na to nie zgodziła. Ta kuzynka jest jeszcze