Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uczuciem ulgi odszedł od łóżka, na którem leżała Una.
— Dziecko zemdlało z głodu. Trzeba jej dać teraz trochę pożywienia, — rzekł. — Pani Clow, będzie pani łaskawa się tem zajęć? Sądząc z opowiadania Flory, całej czwórce przydałaby się dobra kolacja, bo gotowi wszyscy zemdleć nam nagle.
— Właściwie Una nie powinna była pościć, — rzekła Flora w zamyśleniu. — Przecież tylko obydwoje z Jerrym zasłużyliśmy na karę. To my rozpoczęliśmy ów nieszczęsny koncert, a poza tem jesteśmy najstarsi.
— Ja tak samo śpiewałam „Polly “, jak i wszyscy, — wtrąciła Una słabiutkim głosem, — więc i mnie się słusznie kara należała.
Pani Clow wróciła ze szklanką ciepłego mleka, Flora Jurek i Karol wymknęli się do śpiżarni, a John Meredith wyszedł do gabinetu, gdzie przez dłuższy czas siedział w ciemnościach, tonąc w gorzkiej zadumie. Więc dzieci jego wychowywały się same, bo nie miały nikogo, ktoby się tem zajął? Ciągle w uszach dźwięczało mu to wyznanie Flory. Nie było nikogo, kto zwracałby na nie uwagę, kto koiłby te biedne małe duszyczki, kto dbałby o zdrowie tych niewinnych stworzeń. Jak bledziutko wyglądała Una, gdy leżała na białej poduszce po zemdleniu! Jaką bladą miała twarzyczkę! Zdawało się, że duszyczka jej uleci za chwilę ku niebu, duszyczka tej biednej, małej Uny, o którą Cecylja tak bardzo się lękała. Od chwili śmierci swej żony John Meredith ani razu nie odczuwał takiego lęku, jak wtedy, gdy się pochylał nad swą małą nieprzy-