Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spływa, jak woda po nagich plecach. Una, podoba ci się ta mufka? Dlaczego nie włożysz rąk?
Una położyła mufkę na pniu.
— Nie jest mi zimno, dziękuję ci, — rzekła sztywno.
— Jak ci się podoba, mnie tam wszystko jedno. Wiecie stara Kitty Alec wróciła na łono kościoła, potulna, jak baranek i nikt nie wie dlaczego. Wszyscy mówią, że to Flora nawróciła Normana Douglasa. Gospodyni jego opowiadała, żeś poszła tam i dałaś mu porządną nauczkę. Prawda to?
— Poszłam i prosiłam, żeby wrócił do kościoła, — rzekła Flora nieco zmieszana.
— Patrzcie państwo! — zawołała Mary z uznaniem. — Jabym się na to nie zdobyła. Pani Wilson opowiadała, żeście się strasznie kłócili, ale ty go wreszcie przekonałaś i potem pożerał cię oczami. Słuchaj, czy ojciec wasz będzie jutro odprawiał nabożeństwo?
— Nie. Ma go zastąpić pan Perry z Charlottetown. Ojciec wyjechał dziś rano do miasta, a pan Perry ma przyjechać wieczorem.
— Czułam, że coś jest w powietrzu, chociaż stara Marta nie chciała mi nic powiedzieć. Wiedziałam, że bez powodu nie zabijałaby koguta.
— Koguta? O jakim kogucie mówisz? — zawołała Flora, blednąc nagle.
— Nie wiem jaki kogut. Nie widziałam go. Jak odbierała masło, które przyniosłam od pani Elliott, powiedziała, że musi pójść do szopy i zabić koguta na jutrzejszy obiad.
Flora zerwała się z pnia.