Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dotknąć do żywego ciotkę Martę. Staruszka wierzyła, że sama sobie potrafi doskonale dać radę, że podoła obowiązkom, jakich się podjęła. Nie mógł przecież dopuścić do tego, aby biedna kobieta doznała takiego rozczarowania. Była niegdyś tak bardzo przywiązana do Cecylji! I Cecylja przed śmiercią prosiła go, aby nie opuszczał ciotki Marty. W tej chwili przyszło mu na myśl, że ciotka Marta wspomniała niegdyś, iż dobrze byłoby, aby się powtórnie ożenił. Widocznie przyszła żona pastora nie zawadzałaby jej w gospodarstwie. Ale o tem nie mogło być mowy. Nie mógł się ożenić, nie mógł się przywiązać do żadnej kobiety. Więc co miał robić? Zapragnął nagle pójść na Złoty Brzeg i omówić tę sprawę z panią Blythe. Pani Blythe była jedną z tych niewielu kobiet, w obecności których nie odczuwał onieśmielenia. Była sympatyczna i rozumna. Może ona zdoła rozwiązać te męczące go zagadnienia. Pan Meredith czuł wyraźnie w tej chwili potrzebę kobiecego towarzystwa po wizycie pani Davis.
Ubrał się pośpiesznie i jeszcze prędzej, niż zwykle zjadł podaną sobie kolację. Wyjątkowo dzisiaj zwrócił uwagę, że potrawy nie były smacznie przyrządzone. Spojrzał na swe dzieci. Wyglądały zdrowo z wyjątkiem Uny, ale ona przecież zawsze była blada, nawet jeszcze za życia matki. Dzieci były w świetnych humorach, śmiały się i gawędziły, widocznie były szczęśliwe. Karolek był najweselszy, prawdopodobnie ze względu na dwa piękne pająki, spacerujące teraz po jego talerzu. Głosy dzieci były radosne, usposobienia beztroskie, kocha-