Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Shirley już w łóżeczku, a Jim, Władzio i bliźnięta, jak zwykle pobiegły do swej ukochanej Doliny Tęczy, — odparła Ania. — Dopiero dziś po południu wróciły do domu i nie mogły się doczekać kolacji, bo chciały jak najprędzej biec do doliny. Zakątek ten ukochały ponad wszystko w życiu. Nawet cudne klony nie mogą rywalizować z doliną.
— Dobrze spędzili czas w Avonlea? — zagadnęła panna Kornelja.
— Nadzwyczajnie. Maryla strasznie ich rozpieszczała, szczególnie Jima, który jest jej pupilkiem.
— Panna Cuthbert musi być już bardzo stara, — zauważyła panna Kornelja, wyciągając z torebki robótkę i zabierając się do szydełkowania. To był jedyny jej punkt styczny z Zuzanną. Panna Kornelja utrzymywała, że kobieta powinna mieć zawsze ręce czemś zajęte i wtedy dopiero może mieć przewagę nad kobietą, która rzadko kiedy coś robi.
— Maryla skończyła osiemdziesiąt pięć lat, — szepnęła Ania z westchnieniem. — Włosy ma już zupełnie bielutkie. Dziwnem się wyda, jeżeli powiem, że wzrok jednak jeszcze jej doskonale dopisuje.
— Jestem ogromnie zadowolona, żeście wreszcie wrócili. Byłam taka osamotniona. Ale wierzaj mi, Aniu, nie próżnowaliśmy tu w Glen. Jeszcze żadna wiosna nie była tak emocjonująca, jak w tym roku, gdy zaczęto mówić o sprawach kościelnych. Mamy wreszcie pastora, Aniu.
— Wielebny John Knox Meredith, pani doktorowo, — wtrąciła Zuzanna, postanawiając nie do-