Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ku z namiętną czułością, której nie zaznało żadne z innych dzieci, choć wszystkie były jej jednakowo drogie. Doktór Blythe niejednokrotnie o tej miłości mówił z uśmiechem, lecz to co on mówił dla Zuzanny nigdy nie istniało.
— Dałam Shirleyowi prawie tyle z siebie, co i pani, pani doktorowo — mawiała Zuzanna. — Nic dziwnego, że uważam go za swoje własne dziecko.
Istotnie, Shirley zawsze biegł do Zuzanny, gdy łaknął pieszczoty i zawsze najchętniej zasypiał pod ochroną jej macierzyńskich ramion. Zuzanna częstokroć karciła dzieci Blythe‘ów, gdy zasługiwały na to, tylko nigdy nie ukarała Shirley‘a i nawet matce na to nie pozwalała. Gdy raz jeden doktór Blythe chciał skarcić syna, Zuzanna w dość ostry sposób wyraziła swe oburzenie.
— Mężczyzna potrafiłby nawet skarcić anioła, pani doktorowo, — oznajmiła z goryczą i biedny doktór przez kilka tygodni unikał srogiego wzroku przywiązanej piastunki.
Podczas nieobecności państwa Blythe Zuzanna zabrała małego Shirley‘a do swego brata i była z nim tam aż trzy miesiące, podczas, gdy reszta dzieci przebywała w Avonlea. Mimo to jednak z wielką radością Zuzanna wróciła do Złotego Brzegu i jeszcze z większą radością powitała gromadkę swych wychowanków. Złoty Brzeg był jej światem, był państwem, w którem wszechwładnie królowała. Nawet Ania rzadko kiedy sprzeciwiała się orzeczeniom Zuzanny, ku wielkiej niechęci pani Małgorzaty Linde z Zielonego Wzgórza, która pod-