Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To bardzo uprzejmie z twojej strony, — odpowiedziała Ania z roześmianemi oczyma. Jej zmysł humoru rozwinął się, a słowa, które w czternastym roku byłyby ją uraziły, teraz stanowiły pożądaną strawę dla jej wesołości. Józia podejrzewała, że Ania śmiała się z niej za jej złemi oczyma, ale ograniczyła się do szepnięcia Bercie, że Ania Shirley jeszcze bardziej zadrze teraz nosa, niż dawniej, gdyż jedzie przecież na uniwersytet — zobaczysz!
Zebrała się cała „stara paczka“, pełna radości i humoru i młodzieńczej swawolności. Diana Barry, różowa z dołeczkami, w towarzystwie swego wiernego Alfreda; Janka Andrews, miła, rozsądna i szczera; Ruby Gillis, w swej najstrojniejszej kremowej bluzce jedwabnej z czerwonemi geranjami w złotych włosach; Gilbert Blythe i Karol Slone, obaj starając się trzymać jak najbliżej wymykającej się Ani; Carrie Slone, blada i melancholijna, gdyż — jak opowiadano — ojciec jej nie pozwalał Oliverowi Kimballowi zbliżać się do niej; Moody Spurgeon Mac Pherson, którego okrągła twarz i odstające uszy były tak samo okrągłe i odstające jak zwykle; i Bill Andrews, który przez cały wieczór siedział w kącie, chichotał, gdy ktoś do niego mówił, i z uśmiechem na szerokiej, piegowatej twarzy śledził wzrokiem Anię Shirley.
Ania wiedziała zawczasu o zabawie, ale nie wiedziała, że to ona i Gilbert, jako założyciele Koła, mieli być obdarzeni bardzo pochlebnym „adresem“ i „dowodem uznania“ w postaci tomu tragedyj Szekspira dla niej i wiecznego pióra dla Gilberta. Była tak zaskoczona i uradowana miłemi słowami, wypowiedzianemi w adresie, odczytanym przez Moody Spurgeona głosem tak uroczystym i patetycznym, że łzy zgasiły iskry w jej wielkich, szarych oczach. Pracowała dla K. M. A. ciężko i wiernie, to też sprawiło jej istotną radość, że członkowie tak szczerze