Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XXI.
Wczorajsze róże.

Owe dwa tygodnie, które Ania spędziła w Bolingbroke, upłynęły niezmiernie miło, z lekkim jednak posmakiem niezadowolenia i bólu, ilekroć myślała o Gilbercie. Ale nie miała wiele czasu na myślenie o nim. Mount Holly, piękne miejsce zamieszkania Gordonów, był pięknym domem, odwiedzanym często przez wesołych przyjaciół Fili. Cały ten okres składał się z nieustannych przejażdżek, tańców, zabaw i wycieczek wioślarskich, organizowanych przez Filę. Oleś i Alfons tak wytrwale brali we wszystkiem udział, iż Ania zastanawiała się, czy robili oni wogóle coś innego poza ubieganiem się o względy błędnego ognika — Fili. Byli to dwaj ładni, męscy młodzieńcy, ale Ania nie chciała wydać opinji, który z nich był ładniejszy.
— A ja tak na ciebie liczyłam, że zadecydujesz, któremu z nich mam dać słowo! — ubolewała Fila.
— Musisz to sama uczynić; jeśli idzie o to, kogo inni mają poślubić, jesteś niezmiernie miarodajna, — odpowiedziała Ania nieco zgryźliwie.
— O, to zupełnie inna sprawa! — wyznała Fila szczerze.
Najmilszem jednak zdarzeniem w czasie pobytu Ani w Bolingbroke były odwiedziny jej miejsca urodzenia, małego, starego, żółtego domku na odległej ulicy, o którym