Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wobec wszystkich przyjaciół młodości będziesz zadzierała nosa.
— Szkodaby było, mój nosek jest dość ładny i zdaje mi się, że zadzieranie zniekształciłoby go, — rzekła Ania, głaszcząc ten kształtny organ. — Nie mam tak wielu ładnych rysów, aby sobie pozwolić na szpecenie tych, które mam. Gdybym więc nawet wyszła za króla wysp kanibalów, przyrzekam ci, że wobec ciebie nie zadzierałabym nosa, Diano.
Z ponownym wesołym śmiechem dziewczęta rozstały się, Diana wróciła do Pochyłego Sadu, Ania skierowała się do urzędu pocztowego. Czekał tam na nią list, a gdy Gilbert Blythe spotkał ją przy moście ponad Jeziorem Lśniących Wód, oczy jej błyszczały z radosnego podniecenia.
— Priscilla Grant jedzie także do Redmondu, — zawołała Ania. — Czy to nie cudownie? Spodziewałam się tego, ale ona nie liczyła, że jej ojciec pozwoli. Pozwolił jednak i będziemy razem mieszkały. Czuję, że mając u boku taką koleżankę, jak Priscilla, mogłabym stawić czoła całej armji ze sztandarami — lub wszystkim profesorom Redmondu w bojowej falandze.
— Sądzę, że polubimy Kingsport, — rzekł Gilbert. — Opowiadano mi, że jest to piękne, stare miasteczko i posiada najpiękniejszy naturalny park na świecie. Słyszałem, że są tam wspaniałe widoki.
— Ciekawam, czy będą — czy mogą być — ładniejsze, niż ten, — odpowiedziała Ania, rozglądając się dokoła rozmiłowanym, zachwyconym wzrokiem ludzi, dla których dom jest zawsze najpiękniejszem miejscem w świecie, bez względu na to, jakie czarowne kraje mogą się jeszcze znajdować pod obcemi gwiazdami.