Strona:Lucjan Szenwald - Z ziemi gościnnej do Polski.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I odsłonią się oku poszczerbione szczyty,
Szramami rzek pocięte równiny bolesne,
Brodawki pogorzelisk i tkanka stargana
Ludzkich mięśni i nerwów, i uczuć i myśli.

Nad ziemią spopieloną, załamując dłonie,
Stoi naród-rozbitek, naród-pogorzelec.

I jakiś może wtedy szalbierz cudzoziemski,
Lub na rodzimej glebie wylęgła jaszczurka,
Tyle widząca światła, co swego ogona,
Włócząca na swym grzbiecie zdrad więcej niż linień,
Wyjdzie z mchu, i wyiskrzy ślepia, i oświadczy,
Językiem rozdwojonym zakrzywoprzysięgnie,
Że ten pasterz miljona łez, Łazarz narodów,
Że on nigdy bezwładnej nie podniesie ręki,
Aby geograficzną plamę, podpisaną
„Pustynia Polska” — znowu pięknemi zaludnić
Nazwami, i posłuszną marzeniu przyrodą.

Jest siła niespokojna w ludach tej planety,
Jest niespożycie młoda siła w polskim ludzie,
Wiecznie dopełniająca się z podziemnych głębin,
Wiecznie odnawiająca się liśćmi zieleni,
Siła, którą przytłumić można, zdławić, stłamsić,
Wbić w miazgę, storturować — nigdy unicestwić!
Zagoń ją w katorżniczy loch — ona się wydrze
Na słońce! Wtłocz w krateru mrok — ona wybuchnie!
Smagaj ją, ćwiartuj, wieszaj, pal wrącem żelazem —
Ona zęby na ręce katowskiej zaciśnie,
Usłyszysz — poprzez bólu jęk — przekleństwo buntu,
I kroki samotnego więźnia w pojedynce,
To tytaniczne kroki Dnia Sądu i Gniewu.
I jeśli z wszystkich nieszczęść narodowej klęski,
Jeśli z wszystkich niewoli chorób trędowatych,
Najgorszą, najsmutniejszą jest stęchlizna serca,
Zwapnienie uczuć, uwiąd żywej karjatydy,