Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiersze i miejsca; krytyka jednak prócz w jednym Poznańskim Przeglądzie nie wystąpiła nigdzie ze zdaniem, z téj przyczyny, że cenzura w Galicyi, a tém bardziéj w Królestwie zakazała téj książki. Autor jednak obawiał się zjadliwości tych piór, co zdanie swoje pochwalne lub naganne regulują do tego, w jakiéj estymie zostaje piszący, w obozie pewnéj politycznéj opinii trudniącéj się sortowaniem indywiduów na arystokratów i demokratów, niepostępowych i postępowych, ultramontanów, papistów, i zapewne jako przeciwstawienie tym potworom, na radykałów i nihilistów. „Przed kilku dniami — pisze on — odbyłem spowiedź jubileuszową, aby być skłonniejszym do przebaczenia; gdyż niezawodnie znajdą się zjadliwe gadzinki, co gryść zaczną.“
Próżna była obawa; szanowny starzec niezawadzał nikomu, więc i gryść nie miał nikt interesu. Z krytyki zaś Przeglądu pomimo słuszności, jaką mu oddano w tém szacowném pismie, nie dość był zadowolony, jak to widać z ustępu listu do J. Koźmiana:
„W téj chwili odebrałem recenzyę Dziadka nadto chwalącą i nadto, bo często niesłusznie ganiącą, ale zawsze godną i sumienną. Zbytnia