Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o dzieci i o własną przyszłość, nie mogły w jego duszy zrodzić tych błogich natchnień poezyi, któreby potrafiły umilić nawet przykrzejsze jeszcze położenie. Nieszczęścia publiczne robiły zawsze na nim takie wrażenie, że pióro z rąk wypadało.... Nie mógł więc mieć téj pociechy, jakąby znalazł każdy chłodniejszy duch, umiejący się odgrodzić od wrażeń, tłumaczyć je sobie, ale nie przyjmować do serca. Tego on nie umiał, i nie mógł. Widząc wszystko w rozbiciu, co dotąd tworzyło idealną całość, sam czuł się jak rozbitym, w proch startym; a na takiém tle i w takiém usposobieniu, duch zaniepokojony nie snuje nic z siebie, i jeźli do czego może być zdolnym, to chyba do umysłowego mechanizmu. Piękne niebo, malownicza okolica, sympatyczny świat towarzyski, ruch i życie — to wszystko mogłoby potrącić choć jedną strunę poezyi — ale na północy Rosyi, w sąsiedztwie Sybiru, w Wołogdzie, mógłże znaleść tę podnietę?....
Posłuchajmy jak opisuje nowy Owidyusz, to swoje wygnanie:
„Z wczorajszym dniem ustała tu całotygodniowa wrzawa. Wyobraź sobie, że od chwili rezurekcyi aż do przewodniéj niedzieli, wszystko