Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bóg sam tego zabrania bym się tak ukorzył,
On mnie wieszczem mych czasów a nie małpą stworzył.

Przyznać potrzeba, że list o romantykach z mniejszą werwą pisany niż piérwszy, wyrzuca nowéj szkole niektóre dziwactwa, mianowicie co do nadużycia zabobonów gminnych, w czém najwięcéj pije do Zamku kaniowskiego. Ale w tym przypadku Morawski lubo znał się na znaczeniu poezji i wyobrażeń ludu, jednakże pojmował je trochę za sielankowo, na sposób Karpińskiego i Brodzińskiego, — tymczasem gdy Goszczyński przedstawił Ukraińców w stanie roznamiętnionego szału z wszystkiemi skarbami ich poetyczno-rycerskiéj fantazyi — wydało mu się to potworném, dzikiém i niesmaczném. Zżymał się więc nad Hajdamakiem w epopei“ a dlaczegóż nie zżymał się na Byrona za jego Larę, Korsarza, szpetniejszych łotrów niż Nebaba lub Szwaczka, już przez to samo że byli płodem rozgorączkowanéj fantazyi, a ci figurami z piętnem prawdy; rzeczywistością, a nie urojeniem. — Wreszcie Goszczyński obrawszy do swego poematu epizod z Koliszczyzny, nie mógł go trzymać w cichym, pogodnym kolorycie Wiesława. Owa Orlika skrwawionemi dłońmi znacząca na bia-