Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie ujmuje to nic utworom Koźmiana, ani go robi niewolniczym naśladowcą, kiedy w swoich lirykach co chwila powołuje się na Horacego, a w dydaktyce opisowéj na Wirgila — tak jak nie ujmuje nic kaznodziei, kiedy przytacza texty pisma św. i na nich się opiera, bo i mówca kościelny i klassyczny poeta, dumni są z powag idących im w pomoc.
Z tego punktu uważając jego liryki i inne utwory tak dydaktyczne jak epiczne, niemożna im odmówić niezmiernie wykończonéj formy i tego natchnienia idącego z głowy, co jeśli nie sprawi uroku i wrażenia głębokiéj poezyi, ma zawsze urok rozumu; a przyznam się, ostatni ten przymiot mógł robić śpiewaka Ziemiaństwa dumnym, kiedy swoje rymy porównał ze wszystkiémi gminnościami, co weszły przebojem w naszą literaturę. Czuł w tém swoją wyższość, i wiedział czém to zagraża; z wielkim téż dowcipem zgromił tę swawolę w jednym nie drukowanym wierszu do jenerała Morawskiego, który może dać miarę o jego talencie w rodzaju satyry:

Gdy równie słynny pieniem jak marsowym szykiem
Morawski mi powiada, niechcę być klassykiem!
I woła na nieśmiałe Feba towarzysze: