Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowy..... Niema bowiem istoty, któraby mogła własne szczęście czerpać z siebie saméj — a daléj: miłość moja wyrównywa méj niecierpliwości, i nigdy niemartwię się bardziéj, jak gdy pomyślę jaki czas i jaka przestrzeń nas dzieli, za to w obec nagrody, która mię czeka, czemże jest długość chwil, czém cierpienia moje?“ Możnaby twierdzić, że prawdziwe przywiązanie ciągnęło go do téj osoby; a lubo niemogliśmy się nigdzie dowiedzieć, jak się ten romans skończył, czy Julię za powrotem znalazł wierną, czy już w objęciach jakiego kawalera de Narbonne, do którego smagłéj twarzy musiała mieć niejaki pociąg, kiedy z tego powodu żartuje z niéj powiadając: „widzę do koła same czarne i żółte twarze; twoja skłonność do podobnéj céry miałaby tu piękne pole; bo wtenczas płeć pana de Narbonne wydałaby się w twych oczach białą jak alabaster.“ — Najpewniéj, że intryga ta skończyła się jak wiele innych; dla obu stron próba była za długa. Z obyczajem ówczesnym niebardzo się zgadzał wyexaltowany sentyment; lada kaprys wpływał na zmianę lekkich uczuć. Jeden list zaplątany przypadkiem, rzuca światło na naturę ówczesnych miłostek. Są to wyrzuty jakiéjś Alexaudriny, która pierwéj panowała